13 najfajniejszych godzin przed telewizorem – o tym dlaczego warto oglądać Daredevila

 

Nie widziałeś jeszcze Daredevila? To błąd! Przegapiłeś najprawdopodobniej najlepszy serial ostatnich miesięcy. Nie twierdzę tak tylko ja, ale również miliony fanów na świecie (według Variety to najpopularniejszy w tej chwili serial na Netflixie, który pobił nawet House of Cards). Spokojnie, masz jeszcze czas nadrobić zaległości, zanim pojawi się drugi sezon serialu o niewidomym prawniku (emisja planowana jest na 2016 rok).

kultura_kulturalnie po godzinach

Do najnowszej serii Neflixa podchodziłam ze sporym dystansem. Nie wychowałam się na komiksach, zresztą do dziś czytanie tekstu w dymkach jest dla mnie nie lada wyczynem. Nie lubię, nie kręci mnie to. Druga sprawa, że mój stosunek do superbohaterów przez wiele wiele lat był … jakby to określić … dość chłodny. Nie śledziłam newsów związanych z najnowszymi superprodukcjami, nie piszczałam z zachwytu, gdy w sieci pojawiały się nowe kadry z filmów czy zwiastuny. A do kina w dniu premiery zwykle było mi nie po drodze. Ale od kilku lat moja fascynacja superbohaterami nabiera rumieńców. Choć do ekspertki w tym temacie wciąż mi daleko. Z komiksową wersją Daredevila nigdy nie miałam do czynienia, nie widziałam nawet (ponoć średnio udanej) ekranizacji z 2003 roku z Benem Affleckiem w roli tytułowej (to może akurat dobrze, bo mogłabym się zniechęcić do oglądania serialu).  A jednak podjęłam próbę obejrzenia jednego epizodu Daredavila, potem drugiego i trzeciego… Ostatecznie doświadczyłam czegoś, co było dotąd mi nieznane – binge watching. Niektórzy przed tym ostrzegają. Ponoć może źle wpływać na psychikę. Nie zauważyłam! To, co odczuwam po zakończonym sezonie to ogromny niedosyt Charliego Coxa, który muszę sobie rekompensować oglądaniem wywiadów i zaśmiecaniem facebooka (bo dzień bez Coxa dniem straconym). Po ilości lajków na fejsie wnioskuje, że niedosyt doskwiera nie tylko mnie… Wracając jednak do sedna … Nie trzeba wcześniej znać historii niewidomego prawnika, by spędzić 13 najfajniejszych godzin przed telewizorem. Nie trzeba szperać w internecie w poszukiwaniu wskazówek i dodatkowych informacji na temat bohatera komiksu, by wkręcić się w opowieść. Autorzy scenariusza dołożyli wszelkich starań, by historia była zrozumiała dla każdego, a początkujący w tematyce supermocy nie czuli się pokrzywdzeni. Zresztą, na pocieszenie mogę dodać, że odtwórca tytułowej roli – wspomniany Charlie Cox – zanim dostał rolę superbohatera nie wiedział nic o postaci, w którą się wcieli. Teraz dostał vip-owską subskrypcję komiksów od Marvela i nadrabia zaległości.

kultura_kulturalnie po godzinachNawet jak nie znasz komiksowej historii, to możesz mieć pewne podejrzenia jak seria się zakończy. Mniej więcej w połowie serii akcja zmierza w kierunku nieuchronnej konfrontacji Matta Murdocka (Charlie Cox) z największym wrogiem. Ale ta świadomość zupełnie nie pozbawi Cię frajdy z obserwowania tego, co dzieje się po drodze. Główny bohater – choć wie jak powalić przeciwnika kopniakiem z półobrotu – sam nieraz nieźle oberwie. Na szczęście w pogotowiu czeka piękna pielęgniarka Claire (Rosario Dawson), która pozszywa poturbowanego superbohatera, by ten znów mógł wymierzać sprawiedliwość tym, którzy zakłócają spokój w ukochanej nowojorskiej dzielnicy, Hell’s Kitchen. Matt – adwokat w początkującej kancelarii – wkracza do akcji wtedy, gdy państwowe aparaty władzy nie mogą nic zrobić. Za dnia na nosie ma ciemne okulary, w nocy – podobnie jak bogini sprawiedliwości – Temida, nosi na oczach opaskę. Bywa brutalny, ale nigdy nikogo nie zabija. Jest katolikiem, który odpowiedzi na dręczące go pytania zazwyczaj szuka w kościele. Jeszcze w żadnym serialu rozmowy z Bogiem – czy te bezpośrednie, czy za pośrednictwem duchownego – nie wyglądały tak wiarygodnie (pamiętam, że wizyty Franka Underwooda w kościele mocno mnie irytowały). Matt Murdock w dzień, Daredevil w nocy – taka postać nie może być jednowymiarowa. Jak powiedziałby to Shrek: musi mieć warstwy. I ma. I warstwy i przeszłość, która go ukształtowała. Scenarzyści wykonali kawał dobrej roboty budując centralną postać, a reżyserzy wyjątkowo zgrabnie wpletli w fabułę flash-backi z dzieciństwa Matta.

Główny bohater serialu doczekał się godnego przeciwnika. Wilson Fisk (Vincent D’Onofrio) to dziecko uwięzione w ciele olbrzyma, człowiek nieobliczalny, ale gotowy zrobić wszystko w obronie tego, co kocha. Choć Murodock i Fisk stoją na przeciwległych biegunach, to jednak w wielu momentach są do siebie niezwykle podobni. Przede wszystkim wydarzenia z okresu dzieciństwa niezwykle mocno ukształtowały ich osobowości i przewartościowały ich światy. Poza tym, oboje kochają Hell’s Kitchen, choć każdy z nich tę miłość pojmuje inaczej.

Scenariusz Daredevila powinien być stawiany za wzór dla kolegów po fachu, zwłaszcza jeśli chodzi o budowanie postaci. Takiej precyzji rzadko się doświadcza w telewizyjnych seriach. Najłatwiej byłoby się przyczepić do bohaterek, które są w mniejszości, ale w zasadzie nie ma do czego. Claire może zbyt rzadko pojawia się na ekranie, ale dzięki temu autorom scenariusza udaje się nie wpaść w pułapkę. I zamiast ognistego romansu bohaterów, serwują nam niewinny flircik. Brawo! Postać Karen Page (Deborah Ann Woll) jest bardziej rozbudowana, niejednoznaczna. W pierwszych epizodach miotałam się: można jej ufać czy nie? Gdy w końcu zdobyła moje zaufanie, pewne wydarzenie je podważyło. Może w drugiej serii scenarzyści rozwiną wątek tajemniczej przeszłości dziewczyny. Bardzo na to liczę. Foggy Nelson (Elden Henson), najlepszy przyjaciel Murdocka, to gość, którego kocha się od pierwszego wejrzenia. Jego postać doskonale rozładowuje napięcie i mroczną atmosferę serii. Misiowaty Henson wygląda na poczciwego gościa. Od pierwszej sceny wzbudza zaufanie widza, dlatego nie trudno uwierzyć w przyjaźń łączącą adwokatów. A nawet w to, że bohaterowie opuścili ciepłe posadki w prestiżowej adwokackiej korporacji, by wspólnie prowadzić skromne biuro i borykać się z problemami finansowymi.

Znakomita obsada, jaką udało się skomplementować Netflixowi, ożywia świetnie napisane postacie. Zgodnie z panująca za oceanem modą, główną rolę zgarnął Brytyjczyk, znany głównie z małego ekranu (Zakazane imperium). Choć aktor ma na swoim koncie udział w dużej produkcji u boku takich gwiazd, jak: Michelle Pfeiffer, Robert DeNiro, Claire Danes (Gwiezdny pył), to poza niewielką rolą w Teorii Wszystkiego w jego aktorskiej karierze ostatnio nie działo się zbyt wiele. Zresztą, w wywiadach towarzyszących akcji promocyjnej serialu, aktor nie ukrywa wdzięczności za powierzenie mu głównej roli. Myślę, że to jednak Netflix powinien być wdzięczny, że Cox zgłosił się na casting. Brytyjczyk jest doskonały, co tu dożo gadać…Niezmiernie podoba mi się rozbrajająca szczerość aktora w wywiadach. Ponoć jak dowiedział się, że dostał rolę, nie czekał na ruch producentów, tylko od razu kupił sobie bilet do Nowego Jorku. Potem przez miesiąc – zanim zaczęły się zdjęcia – rozpoczął morderczy trening na siłowni, bo jak twierdzi na co dzień, nie wygląda jak typowy superbohater. Efekty możecie podziwiać poniżej…Poza tym sporo czasu zajęły mu zajęcia z osobą niewidomą. Najwyraźniej Charlie Cox to pojętny uczeń, bo jako niewidomy prawnik wypada niezwykle wiarygodnie. Vincent D’Onofrio jeszcze nigdy nie grał z taką charyzmą jak w Daredevilu. Aktor zmienił sposób mówienia, ogolił się na zero i chyba przytył. Sceny z jego udziałem są tak kręcone, by bohater wydawał się o wiele potężniejszy niż jest w rzeczywistości. Ponoć Elden Henson casting do serialu przeszedł online, bo właśnie był na planie zdjęciowym Igrzysk śmierci. Deborah Ann Woll, gwiazda Czystej krwi, ledwo zakończyła ostatni sezon serii i z marszu dołączyła do nowej serialowej rodziny. Bardzo się cieszę, że udało się ich zaangażować do nowej produkcji Netflixa. Rosario Dawson póki co pełni funkcję wisienki na torcie. Dużo jej na zdjęciach promocyjnych i wywiadach, mało w serialu. Mam nadzieję, że zmieni się to w drugiej serii.

kultura_kulturalnie po godzinachWychwalam pod niebiosa najnowszą serię Netflixa, a Ty pewnie się zastanawiasz, czy Daredevil ma jakieś wady. Oczywiście, że ma. Na szczęście giną one w zderzeniu z przytłaczającą ilości zalet produkcji. Początkowo miałam trudność z przetrawieniem wszystkich kwestii dotyczących bezgranicznej miłości bohaterów do Nowego Jorku. Jednak po kilku epizodach przyzwyczaiłam się do tego. Najmniej wciągającym odcinkiem okazał się trzynasty, czyli finałowy. Już o tym wspominałam, od połowy serii akcja zmierza do konfrontacji przeciwników. Ostatni epizod nie zaskakuje i po napisach końcowych trudno wydusić z siebie: No, nie …ale zakończenie! Nie zmienia to jednak niczego. Będę niecierpliwie czekać na kolejne kilkanaście najfajniej spędzonych godzin na kanapie przed telewizorem w 2016 roku.

 

 

5 Komentarzy Dodaj własny

  1. Mirya pisze:

    No, no, a ja myślałam, że to kolejny serial o superbohaterze, niewarty mojej uwagi ;D Dzięki za wyprowadzenie z błędu, będę się za nim rozglądać !

    Polubienie

    1. Kulturalnie Po Godzinach pisze:

      Taka też była moja pierwsza myśl, Warto jednak spróbować 🙂

      Polubienie

  2. Marcelina pisze:

    Ah Daredevil jest aż zbyt dobry! Zamiast grzecznie pisać pracę licencjacką ja po raz drugi oglądam serial 😀 Naprawdę wart jest polecenia! A z recenzją zgadzam się w 100% 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Kulturalnie Po Godzinach pisze:

      W zupełności rozumiem. Daredevil zawsze wygra z prozą życia 🙂

      Polubienie

  3. Nadya pisze:

    Jestem dopiero w połowie sezonu, ale za każdym jednym razem chce mi się krzyczeć – czemu inne superbohaterskie seriale nie mogły tak wyglądać?! Przecież da się najwyraźniej zatrudnić aktorów, którzy potrafią grać, napisać dobry scenariusz, zaplanować dobre ujęcia… 😉

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz