Motyl. Still Alice

CICHE UMIERANIE

neurony w jej głowie (…) zaczęły umierać, lecz cały proces odbywał się zbyt cicho, by mogła go usłyszeć. (…) Niezależnie od tego, czy było to molekularne morderstwo, czy też komórkowe samobójstwo, jej ciało nie było w stanie jej ostrzec, że umiera.   

Lisa Genova, Motyl

Zaczęło się od tego, że podczas jednego z wykładów zapomniała słowa. Ot, tak po prostu umknęło jej. Zniknęło. Nie wiedziała na jaką literę się zaczynało, jak brzmiało. Nie miała go też na końcu języka. Może zwyczajnie była zmęczona. Ale potem zgubiła się w czasie joggingu, a przecież to była jej regularna trasa. Zaś w święta nie upiekła puddingu, bo nie potrafiła sobie przypomnieć przepisu, a przecież robiła ten deser z pamięci, odkąd była dzieckiem.

Alice Howland (Julianne Moore) ma 50 lat. Jest żoną i matką trójki dorosłych dzieci. Wykłada na Harvardzie, jest specjalistką od lingwistyki. Niespodziewana diagnoza: alzheimer we wczesnym stadium, jest dla niej wyrokiem. Kobieta musi pogodzić się z tym, że niebawem straci swoją tożsamość. Nie będzie pamiętać kim jest. Któregoś dnia spojrzy na swojego męża, na swoje córki i syna, na twarze, które znała i kochała i będą dla niej całkowicie obce. W jednej ze scen, kobieta przyznaje, że wolałaby mieć raka. Oszczędziłaby sobie wstydu i bliskim. Znajomi urządzaliby dla niej akcje, biegali maratony, zakładaliby różowe bransoletki. Wspólnymi siłami walczyliby z chorobą. Tymczasem Alice nie może zrobić nic. Medycyna pozostaje bezradna. Alzheimer to cichy zabójca.

Motyl. Still Alice to film zwyczajny, prosty w sposobie narracji, pozbawiony wizualnych niespodzianek. Ale czy nie zwykło się mówić, że siła tkwi w prostocie? Trzeba pamiętać, że film wyreżyserował człowiek, który od lat zmagał się z poważną chorobą (Richard Glatzer zmarł kilka tygodni temu, chorował na stwardnienie zanikowe boczne). Być może kluczem do sukcesu była empatia, dogłębne zrozumienie tematu, w końcu pokazanie go z perspektywy osoby chorej. Kogoś, kto nie potrzebuje litości, potrzebuje wsparcia.

Ale Glatzera i Washa Westmorelanda nie interesuje wyłącznie proces zapadania na nieuleczalną chorobą, chętniej przyglądają się relacjom rodzinnym, które na skutek lekarskiej diagnozy albo się zacieśniają albo rozluźniają. Nowa sytuacja wyraźnie przytłacza Johna (Alec Baldwin), męża Alice, podczas gdy Lydia (Kristen Stewart) uchodząca do tej pory za „czarną owcę” w rodzinie, najbardziej z całego rodzeństwa zbliża się do schorowanej matki.

Motyl. Still Alice to popis aktorskich możliwości Julianne Moore. I choć reszta obsady dzielnie ją wspiera (zwłaszcza Baldwin i Stewart), to w głowie po seansie zostaje tylko ona. Nic dziwnego, że w tym sezonie zgarnęła wszystkie możliwe nagrody (Oskar, Złoty Glob, BAFTA, Critics’ Choice, Independent Spirit). Aktorka wcale nie musi szarżować, by skupiać na siebie uwagę. Minimalne środki wyrazu wystarczą, by poruszyć widzów do głębi. Moore kontra Moore to najmocniejsza, najbardziej wzruszająca scena w filmie, jednocześnie potwierdzająca ogromny talent. Półświadoma, zagubiona Alice na ekranie komputera ogląda swoje nagranie z początku choroby. Trudno uwierzyć, że po obu stronach stoi ta sama kobieta, trudno pogodzić się z tym, co choroba robi z człowiekiem. Uroda aktorki oraz inteligencja głównej bohaterki tylko potwierdzają absurd sytuacji w jakiej znalazła się Alice. To na czym budowała swoje życie, czyli kontakt z rodziną, język i bystry umysł, miała za chwilę stracić bezpowrotnie.

Historia chorej kobiety niezwykle sprawnie poprowadzona przez reżyserski duet, wyciska szczere łzy wzruszenia, bez potrzeby uciekania się do tanich sztuczek i szantaży emocjonalnych.  Oskarowa kreacja Julianne Moore warta jest każdej minuty spędzonej w kinie.  Polecam również lekturę książki Lisy Genovy, na bazie której powstał scenariusz filmu.

 

 

 

2 Komentarze Dodaj własny

  1. Warto zobaczyć ten film, jedynie Stewart mi przeszkadzała. Została dobrze obsadzona, ale ciągle widzę tą samą postać graną w różnych filmach.

    Polubienie

    1. Kulturalnie Po Godzinach pisze:

      Ja akurat Stewart bardzo lubię. Po Zmierzchu przykleiła się do niej łatka marnej aktorki. Trzeba jeszcze wiele ról, by się ludzie do niej przekonali 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz