Ja, Piotr Riviere … (Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu)

 Z GMINNYCH KRONIK KRYMINALNYCH 
Elegancko ubrana (bo przecież wizyta w teatrze zasługuje na odświętny strój) wchodzę do budynku Telewizji Polskiej. Pani z obsługi widowni uśmiecha się miło i na powitanie wręcza mi szpitalne foliowe kapcie. Rozglądam się dookoła, wszyscy szeleszczą w ochronnym obuwiu, kręcę nosem, ale zakładam je na moje szpilki. Idziemy długim czarnym korytarzem, marszowi towarzyszy muzyka, a właściwie pogrywanie na flecie drażniące receptory słuchowe. Koniec wędrówki. Jeden z aktorów chwyta mnie za rękę. Przelotne, ale wnikliwe spojrzenie na moja osobą, Lekarze – mówi i prowadzi mnie do najdalej położonego sektora. Mijamy staruszkę na wózku inwalidzkim, która uśmiecha się do mnie szczerze, Blondyna – krzyczy za mną. Wdrapujemy się po schodach.  Mój tajemniczy przewodnik wciąż trzyma mnie za rękę. Wskazuje miejsce i zakłada mi lekarski fartuch (i po co było się stroić?). Siedzę w tym przebraniu i obserwuje, jak aktorzy dwójkami lub pojedynczo prowadzą widzów do sektorów. Jedni trafiają na cmentarz, inni zasiadają w kościelnych ławkach, jeszcze inni lokują się przy wychodkach. Wierni, świadkowie oskarżenia, obywatele gminy, opinia publiczna. itp. Cała publiczność podzielona, staje się nie tylko obserwatorem, ale i uczestnikiem wydarzeń. Proces Piotra Rivière czas zacząć…
teatrcapitol-wroclaw-japiotr-greg_noo-wak_21
Wszystko w rodzinie
Chłopak dzieciństwa łatwego nie miał, normalnej rodziny zresztą też nie. Ojciec (Cezary Studniak) spuszczał żonie regularne manto, a że niewiarygodna chuć go dręczyła, to i żadnej wiejskiej dziewczynie nie odpuścił. Matka (Justyna Szafran) dzielnie znosiła krewki  temperament męża i wydawała na świat kolejne owoce małżeńskiej miłości. Viktoria (Helena Sujecka) za nadto w ojca się wdała i stąd jej słabość do puszczania się na lewo i prawo. Jej siostra Amien (Magda Kumorek) o wyglądzie Najjaśniejszej Panienki od małego budowała ołtarzyki, przy których modliła się (do siebie!). Upośledzony, słodki Prosper (Krzysztof Wach), nigdy nie był brany przez nikogo na poważnie, bo przecież „pierdolnięty”. Piotr (Sambor Czarnota), ledwo składał litery i cóż, do najbystrzejszych nie należał. Jednak z całej tej patologicznej rodziny i tak wydawał się najbardziej normalny. Pozory? Raczej tak, kto przy zdrowych zmysłach zaszlachtowałby ukochaną rodzinę i wyrąbał w pień pół wioski?
292892_442620679128127_1579324091_n
Niczym w transie
W pierwszej części spektaklu Piotr zamknięty w klatce, pozostaje niemy przez całe półtorej godziny. Głos mają mieszkańcy gminy Aunay oraz specjaliści, którzy próbują dociec, co pchnęło chłopca do okrutnych czynów. Aktorzy ubrani są na biało, z kartkami przyczepionymi do stóp niczym nieboszczycy, z natapirowanymi włosami jak zombie. Trudno się zorientować, gdzie właściwie jesteśmy, na sali sądowej? W piekle ? A może w czyśccu? Na scenie dzieje się dużo, aktorzy w ogóle z niej nie schodzą, zaczynają w zespole liczącym 21 osób i ta liczba nigdy nie ulega zmianie. Nawet jeśli nie mówią dużo, albo nie mówią wcale (jak babka mordercy, Janina Garbińska-Budzińska), generują ruch i energię na scenie. Gdy kończy się pierwszy akt i Cieśla (Adrian Kąca) mówi do mnie Trzeba wyjść, sygnalizując początek przerwy, dopiero zaczynam wybudzam się z transu, w który wprawiła mnie sztuka.
292842_442621085794753_254366029_n
15 minut przerwy dłuży się niemiłosiernie. Potem rytuał usadzania publiczności zaczyna się na nowo, tracę dyplom lekarza i zasiadam w szeregach opinii publicznej. Teraz w końcu głos ma Piotra Rivière. Jego opowieść o trudnym dojrzewaniu w towarzystwie brata-idioty, świętej siostry od cudów, siostry-dziwki, durnej matki i popędliwego ojca chwyta za serce. Ale on się nie skarży, nie szuka wyjaśnień, a jedynie postanawia uwolnić siebie i rodzinę od tego szaleństwa. Wciąż chłonę spektakl całą sobą, choć na scenę wdarło się więcej chaosu niż przed przerwą, a interpretacja niekiedy sprawia trudności. Ale może tak właśnie wyglądał świat naszego zabójcy, chaotyczny, pełen niepewności, niespodzianek. Mam wrażenie, że aktorzy ucinają spektakl jakby w połowie, a ja mogłabym chłonąć więcej i więcej. Zaczynają bić brawa, nam, lekarzom, obywatelom gminy, wiernym, świadkom obu stron. My odwdzięczamy się tym samym. Rewelacja, poezja, majstersztyk – myślę sobie, gdy dopada mnie ciemność długiego korytarza.
teatrcapitol-wroclaw-japiotr-greg_noo-wak_08
Tak sobie myślę…
W domu, wciąż jestem pod wrażeniem sztuki, mam ochotę dzwonić po znajomych i krzyczeć im do słuchawki – Musicie to zobaczyć.
Zastanawiam się w czym tkwi siła Ja, Piotr Rivière
Historia. Nie jest bynajmniej tworem wyobraźni Agaty Dudy-Gracz. Historię napisało życie. Po części. Reżyserka, do wydarzeń, które miały miejsce w 1835 roku w pewnej normandzkiej wsi, dodała szerszy aspekt społeczny i dołożyła kilkadziesiąt (!) trupów. W rzeczywistości młody wieśniak zabił swoją matkę, siostrę i małego brata na oczach sąsiadów i babki. Zakończył swój żywot w więzieniu, wieszając się w celi.
Tworzywo. Reżyserka postawiła na różnorodność. Choć to musical, niewiele tu partii śpiewanych, przeważa słowo mówione. Muzykę, skomponowaną przez Piotra Dziubka, cechuje bogactwo stylów, od rockowej, orientalnej, po biesiadną w stylu Gorana Bregović. Doskonale współgra z choreografią Tomasza Wesołowskiego. Wiele sekwencji muzyczno – ruchowych wypełniają komiksowe wizualizacje, na przykład obrazują historię miłości Państwa Rivière albo pomagają fachowo zrekonstruować zbrodnie wieśniaka. Czarny humor i makabryczność zdarzeń Duda-Gracz postanowiła zderzyć z bielą, kolorem niewinności. Białe są łózka, ławki, stoły, na biało noszą się panie i panowie.
Aktorstwo. Cały zespół aktorski stanowi zgrany, świetnie funkcjonujący organizm. Wyróżnienie jednego czy dwóch aktorów, byłoby zbrodnią podobną do zbrodni Rivière.

2 Komentarze Dodaj własny

  1. Anonimowy pisze:

    rewelacyjny spektakl! pozycja obowiązkowa dla miłośników teatru!

    Polubienie

  2. Anonimowy pisze:

    Potwierdzam, dziwne, az boję sie iść po raz drugi, brr……..

    Polubienie

Dodaj komentarz